poniedziałek, 29 września 2008

No to koniec...

No i wakacje już na finiszu. Ostatnie dni i czas "nauki", albo lepiej ograniczonej liczby wolnych godzin.

A wakacje raczej można zaliczyć do tych bardziej udanych.

Głównym punktem wakacyjnego wypoczynku był rejs.

Tu na zdjęciu załoga spotkana na Darginie, ekipa z Krakowa, z którą później dobrze się bawiliśmy przy ognisku w Sztynorcie.


A pogoda na żaglach była różna, ale zawsze zimno.
Raz wiało mocniej, raz....

wcale...


Generalnie jak dla mnie rejs na plus. Pomimo tego że słońca przez dwa tygodnie nie widzieliśmy było super, bo nie o słońce na żaglach chodzi.
I pomimo tego że z Rynu wypływaliśmy jako "samotna" załoga to praktycznie w każdym z kolejnych portów byli ludzie z którymi można było się bardzo dobrze bawić. Były szanty do późna przy ognisku i bez ogniska, przy piwku i bez piwka (chodź rzadziej).





Przed rejsem było praktycznie tylko odliczanie czasu do niego. I długodystansowe posiadówy u Zielonego.

A po rejsie, wypad do ZOO z którego to już zdjęcia były, no i ostatni już wykacyjny wypad do Krakowa. Sobotnio-niedzielna wycieczka udała się w 100%. Tym razem nie zgubiliśmy już tłumika, chodź po drodze nie było kolorowo.
Wydawało by się że połączenie Zabrze-Kraków jest super. Wkońcu autostrada!!
Zapłaciliśmy 6,50zł na pierwszej bramce i zjechaliśmy z autostrady na pierwszym możliwym zjeździe. I wtedy można powiedzieć że jechaliśmy. Mimo tego że po przejechaniu kilku kilometrów autostrady z niej uciekliśmy to i tak średnia prędkość na mecie wyniosła.... 37km/h.

Za to w Krakowie już same pozytywy.
Zaczęło się od spotkania z kuzynką, później soczek bananowy w Starym Porcie (jak bym był z Krakowa to z tej tawerny nie wychodzę!!). Mimo że w Starym Porcie było super to trzeba było go opuścić. Następnym celem wycieczki był kebab na rynku, pokaz tańca z ogniem pod pomnikiem Mickiewicza, no i Shisha. Świetny lokal - nazwa chyba mówi sama za siebie, a z menu wybrałem sobie.... puchar lodów i cole;), następnie czas na pokaz tańca brzucha, no i .... zmiana lokalu. Tym razem wybór padł na miejsce w którym można sobie potańczyć. A więc Carpe Diem. Jednak za długo tam nie posiedzieliśmy, ale coli zdążyłem się napić:).

Później już tylko kebab (kolejny), sklep, no i do mieszkania Jana. I tam około 4 nad ranem zakończyliśmy pierwszy dzień zwiedzania. W drugim dniu (niedziela) już tylko śniadanie w Mc Donaldzie (ale już po 10 :) ) i chwila relaksu na ławeczce pod pomnikiem Mickiewicza (w końcu być w Krakowie i nie usłyszeć hejnału...). Hejnał odsłuchany, tradycji stało się zadość, to pozostał już tylko rzut oka na Białą Damę i udanie się w podróż do auta, a później do domu.

Teraz teoretycznie przyszedł czas na zdjęcia z Krakowa. I tak też planowałem, ale aparat widocznie miał inne plany i postanowił nie współpracować ze mną. Tak więc zdjęć z Krakowa nie ma.... Ale jest przynajmniej powód żeby jechać tam znowu.

Teraz już tylko przyszedł czas na wyczekiwanie pierwszego października....

poniedziałek, 1 września 2008

Zoo

I po rejsie.... Ale o nim napisze za jakiś czas... jak dojdą zdjęcia.

A dzisiaj... wycieczka do Zoo z Anią i Zielonym. Pogoda dopisała, wiec kilka zdjęć powstało;). Spacer po ogrodzie trwał ponad 4 godziny.
Mi się tam podobało;)